volcan, a o jakiej ty tabliczce mówisz? Od Lantry, Getz-a czy i10. Bo tu cały czas mowa o tabliczce z Santa Fe. Przepraszam, ale kolego ale całkowicie się z Tobą nie zgodzę. Producent auta podaje jakie ciśnienie powinno być w oponach w danym aucie przy założeniu podanych przez niego kryteriów nośności. Proste. Chyba że masz bardziej miękkie opony albo o niewłaściwej nośności... z drugiej strony jak nadmuchasz 0,3 bara więcej na zimnej oponie... wiesz ile masz po jej rozgrzaniu do normalnej temperatury pracy (o lecie nie wspomnę, dziś asfalt u mnie miał prawie 50st C i to na 3 różnych termometrach). Aż dziw, że nie skaczesz jak piłka na dziurach a opony nie są zdarte na środku... chyba że latasz z pełnym obciążeniem...
Mówię o tabliczce (raczej naklejce) w Santa Fe. Nie musisz się zgadzać. Producent podaje ciśnienie właściwe dla opon montowanych w fabryce. Różne opony mają różną twardość bocznej ściany, różne bieżniki - ba... nawet różną szerokość bieżnika (mimo identycznego rozmiaru nominalnego). Do tego tabliczka jest identyczna we wszystkich Santa Fe - bez względu na masę własną samochodu - a goły 2WD jest o kilkaset kg lżejszy od "wypasionego" 4 WD z automatem (sama skrzynia jest o kilkadziesiąt kg cięższa) - stąd konieczność korygowania ciśnienia w zależności od warunków, obciążenia samochodu itp.
Jeżeli sam producent zaleca korektę ciśnienia w zależności od obciążenia, natomiast nie uwzględnia faktu różnej masy własnej (do tego różnica skupiona z przodu samochodu!), to trudno taką tabliczkę przyjmować za jedyną prawdę objawioną.
Opony nie zdzierają mi się na środku (zużywają się równomiernie), nie latam z pełnym obciążeniem (praktycznie na pusto - sporadycznie z pasażerami, w bagażniku mało kiedy ląduje do 100 kg bagażu). Wcześniejsze opony (na których kupiłem samochód) poświęciłem na eksperymenty z ciśnieniem i przy pompowaniu według tabliczki przód zachowywał się dokładnie tak, jak u Kolegi, który rozpoczął ten wątek - tj. opony zużywały się po bokach (po obu stronach) - ewidentny objaw niedopompowania kół.
Acha - po trasie 250 km (z tego ostatnie 100 km prędkości mocno autostradowe) ciśnienie rośnie o 0,2 bara, więc nie siej defetyzmu i paniki

Na ciśnieniu "fabrycznym" jeździ się bardzo nieprzyjemnie - niestabilnie, przód w zakrętach ma paskudną tendencję do płużenia (typowa podsterowność). Pewnie przy jeżdżeniu kapeluszniczym, ewentualnie w stylu "mistrza prostej" różnica jest nie do zauważenia, ale ja nie lubię tak jeździć, stąd konieczność podniesienia ciśnienia w kołach przedniej osi.
[ Dodano: 2013-06-22, 14:09 ]Po powyższych poradach jestem już skłonny "dobić" trochę ciśnienie.
Problem w tym że po zwiększeniu ciśnienia samochód będzie się zachowywał jak wóz drabiniasty :-) a co gorsza czy nie odbije się to na zawieszeniu.
Pytanie tylko o ile zwiększyć (bezpiecznie) ciśnienie standardowe?
Nie będzie się zachowywał jak wóz drabiniasty - nikt Ci nie każe nabijać do 3 barów

Dodawaj po 0,1 i zobaczysz, w którym momencie będzie nieprzyjemnie. Niemniej jednak proponuję spróbować przedział 2,3 - 2,5 bara - będzie na pewno najkorzystniejszy z punktu widzenia prowadzenia samochodu, zużycia opon i komfortu.
O zawieszenie się nie martw. Ja mam w zawieszeniu nowe przednie łączniki stabilizatorów i amortyzatory (prawy łącznik stukał w momencie, gdy kupowałem samochód, podobnie jak tłoczysko lewego przedniego amortyzatora). Amortyzatory i tak warto zmieniać co ok. 100 tysięcy km (po wymianie różnica w prowadzeniu samochodu jest zawsze bardzo duża - mimo tego, że teoretycznie są sprawne). Reszta zawieszenia jest praktycznie nie do pokonania - nawet przez dziurawe drogi.