Witajcie,
mam takie pytanie troszkę może dziwne, ale...
planuję na dłuższy weekend (w sumie 5 dni, z czego 2 dni za kółkiem z małżonką) wyskoczyć na południe Francji (rejon Tuluzy)
po google i docelu spr. że trasa wyniesie ok. 2 100-2 200km w jedną stronę
myślicie że auto wytrzyma takie obciążenie?
było ostatnio na serwisie... wszystko dobrze wygląda...
myślicie że da radę? ktoś już próbował takich wycieczek? :-)
Ja swoim Getzem przykładowo zrobiłem 10tys. km w 3 tygodnie na północ Norwegii do Nordkappu, 6400 km. w dwa tygodnie do Hiszpanii w Piereneje. Odpukać, ale auto nigdy nie sprawiło większych problemów (jedyny, jaki odnotowuję od początku, to na dłuższych dystansach jadąc ostro z góry, tłoczki przy tarczach nie zawsze odskakują do końca i czasami auto samoistnie hamuje -efekt przechodzi, jak hamulce trochę się schłodzą).
A co pokonywania trasy w samej Francji... wklejam kawałek swojego opisu z mojej strony www dotyczący w częsci tego tematu...
"Ponieważ zostało około 300 km. do Chamonix, więc zakładam, że tuż po południu będziemy na miejscu. Nic bardziej mylnego. Dlaczego? Otóż wszystko zależy od tego, czy zamierzacie się poruszać po francuskich autostradach czy nie. Cały problem polega na tym, że w kraju tym nie ma winiet i za każdy odcinek trzeba płacić osobno na bramkach. Ponieważ zarządców autostrad we Francji jest dość sporo, to i ceny są zróżnicowane. Dość powiedzieć, że za przejazd z północy na południe Francji możemy stać się chudsi o grubo ponad 100 euro... bywają odcinki autostrad, za które zapłacimy parę euro, ale też i takie, za które staniemy się biedniejsi o 30 i więcej... My, ponieważ zamierzaliśmy sporo jeździć po Francji, od razu odrzuciliśmy trasy, za które trzeba płacić, zostawały nam więc drogi przez okoliczne miasteczka i wioski. Dzięki temu - w teorii - powinniśmy zobaczyć więcej lokalnej Francji, spodziewamy się też dróg o w wiele lepszym stanie niż polskie, a więc i względnie szybkiego tempa jazdy. Niestety. O ile drogi faktycznie są niezłe i próżno wypatrywać dziur w nawierzchni (są pewne wyjątki), o tyle prędkość przejazdu jest zdecydowanie poniżej oczekiwań. Od razu powiem, że decydując się zrezygnować z płatnych autostrad, skazujemy się na przejazd przez francuskie miejscowości wolniej niż przez polskie. Spowodowane to jest niezliczoną ilością rond po drodze, Francuzi je wręcz kochają i bywa, że na odcinku 10 km. będziemy mieli kilkanaście rond - bardzo często w polu, nie tylko w miejscowościach. Rondo, rondo, a po chwili znowu rondo, nierzadko oddalone od siebie o kilkaset metrów. To niesamowicie spowalnia jazdę. Do tego wolno jeżdżący kierowcy zwalniający na trasie do 60 km/h przed każdym zakrętem (więcej o stylu jazdy tubylców napiszę w dalszej części relacji) powodują, że te pozostałe 300 kilometrów przejeżdżamy w 7 godzin. Oczywiście często się zatrzymując (wiadomo, na początku wszystko wydaje się ciekawe w nowym kraju), ale wolne przemieszczanie będzie nam w sumie towarzyszyć aż do powrotu. I tutaj kolejna uwaga - jeśli zdecydujecie się na jazdę po Francji z pominięciem autostrad, nawigacja GPS będzie bardzo, ale to bardzo pomocna. Po pierwsze do omijania płatnych dróg (znaki drogowe będą Was uparcie pchały na autostrady), po drugie lokalne znaki drogowe wcale nie informują o kierunku jazdy do miast oddalonych o kilkaset, a często nawet do tych położonych kilkadziesiąt kilometrów obok. W praktyce zjazd z rond wg znaków ustawionych tylko na najbliższe miejscowości będzie oznaczał praktycznie ciągłe śledzenie trasy przejazdu przez dziesiątki wiosek w kraju i wybieranie właściwego kierunku. Przy pomocy mapy papierowej będzie to bardzo męczące i niewygodne. GPS bardzo ułatwia zadanie, dodatkowe potrafi wykorzystać bezpłatne odcinki autostrad pomiędzy bramkami, co przy pomocy mapy zwykłej raczej nie będzie możliwe."
Tak było w 2010.