W sumie to odkąd uruchomiłem auto to to występuje. W każdym razie przyszła wiosna i chciałym się teraz nad tym zastanowić.
Gdy uruchamiam auto, a silnik jest zimny (tzn auto stoi sobie conajmniej z 1-1,5h od poprzedniego zgaszenia silnika) to wszystko jest ok. Obroty po rozruchu wchodzą na jakieś 1700-1800 utrzymują się na jednym poziomie przez krótką chwilę, ruszam spadają. Po przejechaniu kilku metrów gdy wrzucę na luz trzymają się poniżej 1000 (chyba, że ogólna temperatura na zewnątrz jest zimowa, tzn minus kilka stopni - co wiosną się jeszcze zdarzało - wtedy jest to trochę ponad 1000), w każdym razie auto nie szarpie, obroty nie skaczą.
Zupełnie inaczej jest gdy odpalam auto, a silnik jeszcze nie ostygł. Przykładowe sytuacje - przejazd kolejowy i zgaszenie silnika na kilka minut, wejście do marketu na szybkie zakupy itp. W takiej sytuacji obroty wariują. Odpalam, oborty wskakują na 1900, spadają na 1400, skaczą na 1700, spadaja na 1200, skacza na 1300 (wartości zmyślone, chodzi mi o to, że tak skaczą zanim się unormują), po czym tak po kilku wachnięciach stają się unormowane na prawidłowym poziomie.
Sytuacja występuje jedynie na ciepłym silniku po odpaleniu. Podczas normalnej jazdy jak się silnik rozgrzeje nie ma ani problemu z przegrzewaniem się, ani z obrotami. Na wolnych obrotach na światłach może wskazówka idealnie w miejscu nie stoi, może trochę drga, ale po rozruchu na ciepłym to skacze jak szalona.
Ktoś miał podobnie? A może to normalne?
//Może przyczyną tego jest to, że mam kopmuter silnika nie od Ponnego, ojciec mówi, że wcześniej tak nie było.