Witam po raz kolejny,
Ostatnio moja lantra (93' 1.5) jakoś dziwnie się zachowuje (zupełnie jak kobieta podczas okresu), a mianowicie... Dzisiaj rano autko odpaliło normalnie, spokojnie sobie dojechałem do pracy. Zaparkowałem i jak chciałem wyciągnąć kluczyk ze stacyjki, to nagle radio się wyłączyło i po chwili z powrotem się włączyło... I coś mnie tknęło, żeby sprawdzić czy znów odpali, ale niestety dupa... pali się kontrolka od oleju, od otwartych drzwi, od ręcznego i tak ledwie co od akumulatora... Próbuję odpalić i dupa... słychać tylko jakieś buczenie w okolicach bezpieczników lub przekaźników, które znajdują się "nad" sprzęgłem... Akumulator pada czy to coś innego?
To zdarzyło mi się już trzeci raz. Ale jak go lekko popchnę z górki to normalnie odpala na pych bez żadnego problemu...
Jakieś rady?
Edit: Właśnie próbowałem go zepchnąć z górki i nie odpalił na pych. Przy ponownej próbie odpalenia jakieś trykotanie słychać po lewej stronie. Jak przekręcam kluczyk to wszystkie kontrolki gasną lącznie ze światłem w drzwiach. Rozrusznik nie kreci.
Edit2: Okazało się, że akku już nie miał sił. Zakup nowego rozwiązał problem.