W aktualnej prasie motoryzacyjnej jest ostatnio coraz więcej artykułów o bitych autach z niby małymi uszkodzeniami. Cały myk polega na tym, że przed zamieszczeniem zdjęcia auta w ogłoszeniu, auto jest naciągane/wyciągane/naginane, dopina się zderzaki, w każdy możliwy sposób mocuje się światła itd. tylko po to, żeby zamaskować faktyczny poziom uszkodzeń, pisząc inaczej, zatuszować ogrom zniszczeń. W artykule był przykład auta, które w wyniku wypadku straciło prawe przednie koło, o czym świadczyły pokrzywione podłużnice i na co się dało wprawdzie na nowym wahaczu przymocowane przednie koło, w opinii sprzedającego „żeby można było auto przetoczyć”. Auto na zdjęciu wyglądało w sumie jak ta, że tak napisze pocztowa niebieska ix20-ka. Jeśli ktoś będzie sugerował się tylko wyglądem, rocznikiem, przebiegiem i ceną, bez oględzin z osobą doświadczoną, mogącą oszacować prawdziwy poziom uszkodzeń, to wpakuje się na straszną minę. Po fatalnym zakupie tak, czy tak zapewne auto naprawi jak najtaniej, a dalszą historię już każdy z nas może sobie dopowiedzieć …